– Wszystkie nowe państwa Unii dostały w 2006 r. więcej pieniędzy niż w 2005 r. – poinformowała wczoraj Dalia Grybauskaite, unijna komisarz ds. budżetu. W tej grupie głównym beneficjentem jest oczywiście największy kraj, czyli Polska. Wpłaciliśmy do unijnej kasy 2 mld 447 mln euro, a dostaliśmy 5 mld 307 mln euro, co daje na czysto 2 mld 997 mln euro. Rok wcześniej nasz zysk finansowy z członkostwa w UE był o ponad miliard euro mniejszy.
Unijne dotacje dostali przede wszystkim – w formie dopłat bezpośrednich – rolnicy. Łączna kwota transferów dla nich sięgnęła 2 mld 142 mln euro. Nieco mniej, bo 1 mld 951 mln euro, przypłynęło w formie funduszy strukturalnych, które mają pomóc polskim regionom dogonić poziomem rozwoju gospodarczego bogatszą część Unii.
Na razie jednak Polska słabo wykorzystuje pieniądze, które dostaje z Brukseli na inwestycje. O ile nieźle radzą sobie regiony – według danych na wrzesień absorpcja funduszy strukturalnych sięgnęła 57 proc. kwoty przyznanej nam na lata 2004- 2006, o tyle inwestycje centralne się nie udają. Wykorzystaliśmy do tej pory tylko 16 proc. pieniędzy z Funduszu Spójności przeznaczonych na wielkie inwestycje infrastrukturalne, takie jak autostrady. Jest to najgorszy wynik spośród wszystkich nowych państw UE. W sumie w tej przegródce dostępnych dla Polski jest 4,2 mld euro.
Strona polska broni się, twierdząc, że przyspieszenie w wykorzystaniu pieniędzy z Funduszu Spójności już następuje. Według danych, jakie przedstawił wiceminister rozwoju regionalnego Janusz Kwieciński, w połowie wrześniu dostaliśmy z UE już 32 proc. dostępnych środków. Tym samym awansowaliśmy na trzecie miejsce od końca – wyprzedziliśmy Rumunię i Bułgarię.