Najbardziej rozczarowani mogą się czuć rolnicy, którzy w listopadzie zeszłego roku tłoczyli się w kolejkach przed biurami Agencji, by za unijne fundusze unowocześnić swoje gospodarstwa. Chcieli kupować maszyny, modernizować obory i chlewnie. Wielu koczowało wówczas w samochodach dniami i nocami, tworzyli społeczne kolejki, bo wiadomo było, że pieniędzy nie wystarczy dla wszystkich. Do podziału było ok. 360 mln euro, a każdy z rolników mógł dostać do 300 tys. zł. Agencja wnioski od rolników zebrała i oceniła. Na tym jednak jej możliwości się skończyły – by wypłacić rolnikom pieniądze musi dostać od Ministerstwa Finansów specjalną akredytację na lata 2007-13. Nie miała jej, kiedy ówczesny minister rolnictwa z PiS Wojciech Mojzesowicz ogłaszał nabór wniosków, nie ma jej do dziś.
By uzyskać akredytację na lata 2007-13 Agencja musi spełniać kryteria Komisji Europejskiej. Brakuje jej systemu informatycznego niezbędnego do wypłacania rolnikom pieniędzy. Niestety nie zawarła dotąd żadnej umowy na wprowadzenie tego systemu i zakup sprzętu. Nie ma odpowiednio przeszkolonych pracowników, systemu kontroli, który umożliwia sprawdzenie, komu i w jakiej wysokości należą się dotacje unijne.
Dlatego firma audytorska KPMG, która z upoważnienia resortu finansów bada czy Agencja może dostać akredytację, do tej pory tego nie zrobiła.
Jesteśmy zbyt poważną firmą, by zrobić coś, co audytorzy z Brukseli natychmiast podważą – powiedziano nam w KPMG.
Ostateczny termin uzyskania akredytacji wyznaczony przez Brukselę upływa 15 października.