NSZZ Solidarność postulowała o 10-proc. wzrost wynagrodzeń bez uwzględnienia inflacji i klina podatkowego. Janusz Śniadek potwierdza jednak, że nie udało się wywalczyć tak znaczącej podwyżki. Zgodnie z porozumieniem, na wskaźnik 9,3 proc. składają się: obniżenie składki rentowej, prognozowany przez rząd wskaźnik inflacji (2,3 proc.) oraz podwyżka wynegocjowana przez związek. Problem w tym, że nikt jeszcze nie wie, ile ona wyniesie. Wszystko zależy od tego, czy rząd i Solidarność mówią o podwyżce brutto czy netto.
Pewne jest, że zgodnie z założeniami do ustawy budżetowej na 2008 rok wzrost wynagrodzeń brutto w budżetówce ma wynieść 2,3 proc.
W takiej sytuacji, żeby wynagrodzenia netto wzrosły o 9,3 proc., nie wystarczy zwiększyć kwoty bazowej o zakładane 2,3 proc., ale o co najmniej 4,3 proc. Z wyliczeń Ministerstwa Finansów wynika, że 1 punkt procentowy podwyżki kosztuje 680 mln zł. Te dwa dodatkowe punkty procentowe dają więc ponad 1,3 mld zł, które trzeba będzie znaleźć w przyszłorocznym budżecie – czytamy w „Gazecie Prawnej”.