„Rz” przypomina, że równo rok temu Marcinkiewicz sukcesem zakończył w Brukseli negocjacje o pomocy dla Polski w ramach nowego budżetu UE na lata 2007-2013. Wówczas wykrzyczał swoje słynne „yes, yes, yes”. Tyle tylko, że od tego czasu ma nie najlepszą passę – przestał być premierem i przegrał wybory na prezydenta Warszawy.

Według rozmówców „Rz” blisko związanych z Marcinkiewiczem chciałby on teraz zostać wicepremierem do spraw gospodarczych. Jest jednak problem. W tej chwili odpowiada za to Zyta Gilowska. Żeby wprowadzić Marcinkiewicza do rządu, premier musiałby ją zdegradować. Gilowska na to się nie godzi. Z kolei Marcinkiewicz nie chce wejść do rządu jako zwykły minister. Dla kogoś, kto był premierem i wciąż jest najpopularniejszym politykiem w kraju, jest to nie do zaakceptowania – mówi „Rz” bliski współpracownik Marcinkiewicza.

Rzeczywiście – w sondażach Marcinkiewicz od kilku miesięcy nie ma konkurentów. Według nieopublikowanego jeszcze badania jednego z ośrodków ufa mu 74% Polaków. Myślę o tym, czy w ogóle wejść do rządu. Chciałbym mieć szansę realizować swój program – mówi „Rz” Marcinkiewicz.

Jeśli nie rząd, to co? Z dwóch niezależnych źródeł „Rz” dowiedziała się wczoraj, że Marcinkiewicz ma szanse na fotel prezesa PKN Orlen. To jedyna spółka, która mogłaby spełnić jego ambicje – powiedział „Rz” członek rządu.

Fotel prezesa płockiego koncernu nie jest – według rozmówców „Rz” – szczytem marzeń Marcinkiewicza. To wariant awaryjny, gdyby dawny premier nie zdecydował się wchodzić do rządu.