Parlamentarzyści zmniejszali głównie wydatki na wynagrodzenia z rezerw celowych – w sumie o 271,4 mln zł, oraz wydatki bieżące jednostek budżetowych – o 89,6 mln zł. Najwięcej zabrano resortom finansów, rozwoju regionalnego oraz Ministerstwu Transportu. Całą sumę przeznaczono na zwiększenie wydatków na finansowanie projektów z udziałem środków z UE. Kolejne 3,4 mld zł zabrano kancelariom i instytucjom rządowym, aby zmniejszyć deficyt i wygospodarować 1,85 mld zł na podwyżki dla nauczycieli. W tym wypadku najwięcej zyskano, zmniejszając dotację do FUS o 1,5 mld zł i rezerwy celowe o 0,6 mld zł. 245 mln zł odebrano sprawiedliwości, a o 235 mln zł zmniejszono wydatki na sprawy wewnętrzne.
Sejm postanowił też obciąć pieniądze kancelariom Prezydenta, Sejmu, NIK, Krajowej Radzie Radiofonii, PIP, Urzędowi Patentowemu, Głównemu Urzędowi Miar, Urzędowi Komunikacji Elektronicznej oraz w części środowisko i gospodarka – w sumie na prawie 94 mln zł – i sfinansować za tę kwotę wydatki na zdrowie. Chodzi m.in. o zakup krwi oraz zwiększenie wydatków na staże i specjalizacje medyczne. Kolejne 5 mln zł odebrano NIK na zakup samochodów dla straży pożarnej. Pozostałe zmiany dotyczyły przesunięć różnych kwot pomiędzy poszczególnymi działami – czytamy w dzienniku.
Prof. Jerzy Osiatyński z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN uważa jednak, że tak naprawdę poprawek było niewiele i rząd Donalda Tuska będzie realizował projekt przygotowany przez rząd PiS. – Niepokojące jest to, że wzrasta w tym roku o 5 punktów procentowych udział wydatków sztywnych w ogólnych wydatkach państwa – wyjaśnia prof. Osiatyński. – To powoduje, że budżet nadal nie ma charakteru prorozwojowego. Brak w nim wystarczających pieniędzy na współfinansowanie projektów infrastrukturalnych i poprawę sfery usług publicznych. Na reformę KRUS i zwiększenie wskaźnika aktywności zawodowej znów przyjdzie poczekać, aby tylko do przyszłego roku – dodał prof. Osiatyński.