W myśl obowiązujących od końca października nowych przepisów o służbie cywilnej wszystkie osoby, które dotychczas pełniły funkcje dyrektorskie w urzędach, stały się pełnoprawnymi dyrektorami. Nie musiały, tak jak dotychczas, wygrywać konkursów na swoje posady – wystarczyło, że tuż przed zmianą przepisów powierzono im tymczasowe pełnienie obowiązków.

– Mamy wiele sygnałów, że w ostatnich tygodniach przed wejściem w życie zmian szefowie ministerstw szczególnie chętnie zatrudniali w ten sposób nowe osoby – mówi „Rz” poseł SLD Witold Gintowt-Dziewałtowski.
>br>
– To absurd – uważa poseł PiS Tadeusz Cymański. Jego zdaniem opozycja popadła w hipokryzję:– Proszę sobie przypomnieć, jakie czystki w administracji robili politycy SLD, kiedy byli u władzy.

W Ministerstwie Finansów w ciągu ostatnich dwóch miesięcy było 12 tymczasowych powołań na dyrektorskie posady. W Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej – siedem, m.in. w Biurze Ministra i Biurze Promocji i Mediów. Wysokie stanowiska to nie tylko ministerstwa i urzędy centralne, ale także administracja w terenie. Tutaj też było wiele „tymczasowych” awansów. Tylko w lubelskim Urzędzie Wojewódzkim we wrześniu i październiku awansowało sześć osób.

Według starych przepisów o służbie cywilnej osoba, która chciała zostać np. dyrektorem departamentu w ministerstwie, musiała wygrać otwarty konkurs na to stanowisko. Drobiazgowo sprawdzano m.in. doświadczenie i znajomość języków obcych.

W tej chwili szef urzędu może powierzyć dyrektorski fotel osobie, która znajduje się w utworzonym właśnie tzw. państwowym zasobie kadrowym. Żeby się do niego dostać, trzeba będzie zdać egzamin. Jest jednak wyjątek, który wywołał protesty opozycji – do zasobu automatycznie wchodzą wszyscy dotychczasowi dyrektorzy, także ci „tymczasowi”.