Na początku miesiąca Rada Ministrów zdecydowała, że mianowania urzędników do służby cywilnej odbędą się 15 września tego roku. Wcześniej zakładano, że nastąpią 1 listopada. Mianowanie na urzędnika służby cywilnej otrzymało 219 osób – 60 absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej oraz 159 osób, które przeszły kwalifikacje.
Jak poinformowała „Rz” Kancelaria Premiera, przyspieszenie było możliwe, bo w tym roku nie wykorzystano limitu mianowań (3 tys. osób). Każdy z urzędników otrzyma dodatek w wysokości ok. 850 zł.
Ustawę o służbie cywilnej przegłosowano za rządu Włodzimierza Cimoszewicza w 1996 r. Tuż przed przegranymi wyborami nastąpiły pierwsze powołania dyrektorów generalnych. Zostało to odebrane jako chęć utrzymania swoich ludzi. Utrzymania niezwykle skutecznego, bo odwołanie mianowanego urzędnika jest praktycznie niemożliwe. Tymczasem zarządów Jerzego Buzka zrobiono to hurtowo. AWS przeforsowała zmianę ustawy. Od tej pory obsadzano kierownicze stanowiska w administracji, przeprowadzając konkursy.
Wraz w wygranymi przez lewicę wyborami w 2001 r. do służby cywilnej znów wdarła się polityka. Leszek Miller doprowadził do tego, że na kierowniczych stanowiskach można było zatrudniać na pół roku ludzi spoza korpusu służby cywilnej. Trybunał Konstytucyjny uchylił wprowadzone przez Millera zmiany, przywracając tryb konkursowy.
Następna radykalna zmiana nastąpiła już za rządów PiS. Zmieniono ustawę o służbie cywilnej, wyłączając z niej wyższe stanowiska. To pozwoliło dokonać zmian kadrowych w ministerstwach. Ekspert z Instytutu Spraw Publicznych zauważa, że podstawowy problem to brak politycznej decyzji co do modelu służby cywilnej. Czy miałaby być ona apolityczna, czy też należałoby się zdecydować na model francuski, z lojalnymi politycznie fachowcami. – Służba cywilna rozrasta się gwałtownie, bo każda ekipa przyjmuje urzędników, do których ma zaufanie -mówi Adam Lipiński.