Adwokaci czy radcowie, którzy chcieliby zostać sędziami, nie mają takiego ograniczenia. To nierówność wobec prawa i jeśli zostałaby zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, jest spora szansa na wygraną – ocenia sędzia Waldemar Żurek, który z ramienia Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” jest członkiem ministerialnego zespołu konsultującego zmiany w ustawie o ustroju sądów powszechnych.
Sędziowie, którzy zechcą zająć się świadczeniem pomocy prawnej, byliby na rynku dużą konkurencją. Dla klientów to, że ktoś był sędzią i zna stosunki w sądach, jest gwarancją jakości i skuteczności. Sędziowie myślą o zakładaniu kancelarii, w których partnerami byliby byli sędziowie. – Dostałem taką propozycję, żeby skrzyknąć się w paru sędziów: z wydziałów gospodarczych, cywilnych, karnych, z różnych miast – mówi „Gazecie” jeden z sędziów. Na razie na nią nie przystał.
Są też sygnały, że korporacje radcowska i adwokacka obawiają się masowego przechodzenia do nich sędziów. Okręgowa Rada Radców Prawnych w Krakowie już odmówiła wpisu na listę byłym sędziom, twierdząc, że z jednego z wyroków Trybunału Konstytucyjnego wynikają ograniczenia swobodnego przepływu między zawodami prawniczymi.
Szanse na podwyżkę, która usatysfakcjonowałaby sędziów, są niewielkie. Propozycję ministerstwa, aby tzw. kwotę bazową, od której oblicza się ich wynagrodzenia, podnieść o 25 proc., odrzucił premier, uznając, że nie ma na to w budżecie pieniędzy.
Najpilniejsza jest podwyżka dla sędziów sądów rejonowych, bo sądzą 90 proc. spraw, zarabiają najmniej i są najbardziej zdeterminowani do odejścia. Ale każda podwyżka dla nich oznacza wielokrotne podwyżki dla sędziów wyższych instancji i dla prokuratorów.