„Rzeczpospolita”: Czy samorządowcy złamali prawo?

Prof. Jerzy Regulski: To za dużo powiedziane. To było nieistotne naruszenie prawa. Termin składania oświadczeń majątkowych nie jest precyzyjny. Zmiana ustawy o ordynacji wyborczej została wprowadzona bez nowelizacji ustawy o samorządzie, a w przypadku oświadczeń regulują tę samą sprawę. Obywatel stosuje się do jednolitej ustawy, a tu nagle okazuje się, że w innej jest sprzeczny przepis. Czy za każdym razem, kiedy czytam ustawę, mam podejrzewać, że to niepełne przepisy?

Ale ukarać ich trzeba?

– Utrata mandatu jest nieadekwatna do przestępstwa. To tak, jakby pan spóźnił się jeden dzień z czynszem i za to wyrzucili pana z mieszkania. To ośmieszanie prawa, bo za takie przewinienie powinien być mandat, upomnienie i wezwanie do uzupełnienia oświadczenia. Dopiero potem odbieranie stanowiska. Przeprowadzenie powtórnych wyborów będzie kosztować miliony złotych. I to nie burmistrz, który zapomniał o oświadczeniu, za nie zapłaci, tylko my, podatnicy. Kara utraty mandatu została wprowadzona w ramach walki z korupcją. Czy kilkudniowe spóźnienie narusza cel ustawy? Oczywiście, nie.

Czy istnieje jakieś legalne wyjście z sytuacji?

– Wojewoda informuje radę gminy czy miasta o niezłożeniu oświadczenia przez samorządowca. Rada wysłuchuje tłumaczenia spóźnialskiego. Radni mogą stwierdzić, że była to poważna sprawa, a nie zaniedbanie i uznają, że mandat wygasa, ale mogą też przyjąć jego usprawiedliwienie i przegłosować uchwałę o odmowie wygaszenia mandatu. Wtedy wojewoda może ją milcząco przyjąć do wiadomości, a samorządowiec pozostaje na stanowisku.