Związki zawodowe rozpoczynają bój o przyszłoroczne podwyżki. Dziś oficjalne stanowisko w tej sprawie ma ogłosić NSZZ “Solidarność”. Ich apetyty są jednak spore, mówią o 50-proc. podniesieniu płac dla nauczycieli, w przypadku pozostałych pracowników sfery budżetowej miałoby to być 15 proc.
Argumentem za radykalnym posunięciem rządu w tej sprawie są ogromne zwyżki płac w przedsiębiorstwach. Z 2,7 tys. zł na początku 2007 roku skoczyły one do 3,4 tys. w marcu tego roku.
– Będziemy na ten temat rozmawiali, ale dla wszystkich podniesienie pensji o 15 proc. nie wydaje się realne – skomentowała wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska. Z kolei były minister finansów Mirosław Gronicki na ostudzenie zapędów związkowców przypomina, co się stało na Węgrzech.
– Tam podwyżki sięgnęły kilka lat temu 50 proc. i węgierska gospodarka do dziś nie może się pozbierać – mówi Gronicki. – Te pieniądze nie wezmą się znikąd, ktoś musi za to zapłacić. A jak wynika z wyliczeń Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, koszty takiego posunięcia dla budżetu byłyby znaczne.