Do tych kwot wykonawcy będą mogli składać protesty, ale rozstrzygnie je sam zamawiający. Nie będą natomiast mieli możliwości odwołania się do niezależnych arbitrów ani składania skarg do sądów.
Dlaczego rząd decyduje się na dalszą liberalizację przepisów? -Choć po ostatniej nowelizacji procedury udzielania zamówień są nieco szybsze, wciąż zabierają sporo czasu. Tymczasem Polska ma niepowtarzalną możliwość korzystania z olbrzymich środków unijnych. Nie możemy zmarnować tej szansy tylko dlatego, że nasze przepisy są nadmiernie rygorystyczne i pozwalają na przeciąganie postępowań– przekonuje Tomasz Nowakowski, wiceminister rozwoju regionalnego.
Urzędnicy przeprowadzający przetargi cieszą się z planów rządu. – Niestety jest grupa przedsiębiorców, którzy nadużywają prawa i składają odwołania, a po nich skargi tylko po to, aby przeciągać procedury. Jest to zwłaszcza niebezpieczne w drugiej połowie roku. Jeśli bowiem nie uda się na czas zakończyć przetargu, musi on być unieważniony, gdyż przepadają pieniądze przeznaczone na sfinansowanie inwestycji w danym roku budżetowym – mówi Marek Okniński, wicedyrektor miejskiego Biura Zamówień Publicznych.
Nowakowski nie zgadza się z opiniami przedsiębiorców, że nowe przepisy ułatwią korupcję. – Od jej zwalczania są odpowiednie służby. Nieprawdą jest, że urzędnicy odpowiedzialni za przetargi będą pozostawieni poza kontrolą. Sprawują ją organy nadzorcze zamawiających, regionalne izby obrachunkowe, Urząd Zamówień Publicznych, Najwyższa Izba Kontroli i wreszcie prokuratury. Przedsiębiorcy mogą też korzystać ze zwykłej drogi sądowej -mówi.