Jak czytamy w dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej dyrektywy o zwolnieniach grupowych nie stosuje się do pracowników administracji publicznej ani instytucji prawa publicznego. Tymczasem polską ustawą objęci są wszyscy pracownicy z wyjątkiem mianowanych (niezależnie od miejsca ich zatrudnienia). Co to oznacza?

Konsekwencji jest wiele, ale najbardziej dotkliwe to te finansowe. Chodzi o to, że zwalnianym na podstawie ustawy o zwolnieniach grupowych przysługują odprawy pieniężne. Pieniądze dostanie każdy pracownik i urzędnik administracji publicznej mający umowę o pracę, jeżeli zakład pracy zatrudnia co najmniej 20 pracowników. Zatrudniony na podstawie mianowania może natomiast o odprawie zapomnieć. Niektórzy twierdzą, że to niesprawiedliwe.

Zdaniem Genowefy Grabowskiej, profesor Uniwersytetu Śląskiego dyrektywa ustanawia minimalny standard, ale poszczególne kraje UE mogą gwarantować więcej. – Polska dała odprawy wszystkim poza pracownikami mianowanymi. Może to krzywdzące, ale nie dyskryminujące i na pewno zgodne z dyrektywą. Można powiedzieć: „coś za coś”. Pragmatyki służbowe gwarantują mianowanym szczególne uprawnienia, których nie mają kontraktowi. Czy to oznacza, że ci ostatni są dyskryminowani? Nie, bo mianowanie to specyficzna forma zatrudnienia. Do odpraw mianowani nie powinni rościć sobie żadnych praw, bo przyjmując akt mianowania, byli świadomi różnych konsekwencji, które ono oznacza – tłumaczy Genowefa Grabowska.